Krótkotrwały sukces, długotrwała strata. Jak „sprytny” ruch sprzedawczyni podcina gałąź, na której siedzi
Czy krótkoterminowy zysk w sprzedaży może kosztować więcej, niż się wydaje?
Oto historia, która może zdarzyć się codziennie w małych sklepach — i przykłady, jak można inaczej. Przeczytaj, dlaczego uczciwość wobec klienta to tak naprawdę inwestycja w przyszłość sklepu i pensji dla pracownika.
Wyobraźmy sobie zwyczajny dzień w małym sklepie osiedlowym.
Na półce z pieczywem – znajomy widok: większość bochenków wygląda dobrze, ale jeden jest wyraźnie za mocno wypieczony. Ciemniejszy, twardszy, odstaje od reszty. Sprzedawczyni wie, że taki chleb może zostać do końca dnia i pójść na straty.
Wchodzi klient – powiedzmy pan Marek. Rzadko się tu pojawia, zazwyczaj wpada do supermarketu, dziś akurat mu „po drodze”. Spokojny, uśmiechnięty, nie wygląda na kogoś, kto będzie robił awantury o byle co.
W głowie sprzedawczyni zapala się lampka:
„Dobra okazja, żeby pozbyć się tego feralnego bochenka. On i tak nic nie powie. Towar sprzedany, straty mniejsze, szef zadowolony.”
Na paragonie wszystko się zgadza. W systemie – czysto. Chleb poszedł, żadnego odpisu, żadnego raportu o stracie. Krótkoterminowo wygląda to na mały sukces, ale tylko na pierwszy rzut oka.
Krótkotrwały sukces: liczby się zgadzają, rzeczywistość już niekoniecznie
Po tej transakcji da się powiedzieć:
- problematyczny towar został sprzedany,
- nie ma konieczności go wyrzucać,
- nie ma rozmowy z szefem o „marnotrawstwie”.
Formalnie – wygrana.
Tyle że to zwycięstwo trwa dokładnie tyle, ile droga klienta ze sklepu do kuchennego stołu.
W domu pan Marek kroi chleb i widzi, że jest przesuszony, przypalony. Może nic nie zrobi — nie zadzwoni, nie przyjdzie się poskarżyć, ale w jego głowie pojawia się cicha myśl:
„Dali mi najgorszy. Pewnie specjalnie. Po co mam tam wracać?”
I właśnie w tym miejscu kończy się pozorna wygrana, a zaczyna długotrwała strata.
Kto naprawdę traci, gdy traci klient?
Z pozoru to proste równanie:
mniej strat w towarze = lepszy wynik sklepu.
Jednak w tle działa inna, ważniejsza zależność:
Klient utrzymuje sklep. Sklep utrzymuje szefa. Szef wypłaca pensję sprzedawczyni.
Jeśli sprzedawczyni „sprytnie” pozbywa się gorszego towaru kosztem klienta, to pośrednio działa przeciwko samej sobie:
- klient czuje się potraktowany nieuczciwie i przestaje wracać,
- sklep traci obroty,
- szef ma mniej pieniędzy,
- realnie spada możliwość podwyżek, premii, a czasem – utrzymania pełnego etatu.
Oczywiście nikt nie powie: „Przez ten przypalony chleb ma pani niższą premię”. Te mechanizmy są rozmyte, rozłożone w czasie, jednak łączą się w prosty łańcuch:
każdy zrażony klient to mała, często niewidoczna dziura w budżecie sklepu i – w konsekwencji – w pensji pracowników. Dziura, która z czasem może się powiększyć.
Wykorzystanie klienta „niekonfliktowego” jest więc paradoksalnym strzałem w kolano:
krótkoterminowo sprzedawczyni czuje, że wygrała z sytuacją,
długoterminowo – podcina gałąź, na której się siedzi.
Psychologia szybkiego „załatwienia sprawy”
W takich sytuacjach mechanizm jest niemal zawsze podobny:
- Presja – „Nie możemy mieć strat, szef będzie niezadowolony, trzeba znaleźć sposób na sprzedanie tego towaru”.
- Ocena klienta – „Ten jest spokojny, raczej nic nie powie, dobra okazja”.
- Racjonalizacja – „Przecież to nadal chleb. Może nawet lubi mocno wypieczony. Nikt nie umrze”.
- Działanie – podanie bochenka, którego sama sprzedawczyni nie uznałaby za „dobry standard”.
- Nagroda – ulga i poczucie sprytu: „Udało się, problem z głowy”.
Ta nagroda – szybka, natychmiastowa – wzmacnia zachowanie. Raz się udało, drugi raz też, więc włącza się autopilot:
„Tak się to po prostu robi.”
Problem w tym, że w tle dzieje się niewidoczny proces:
zaufanie klientów topnieje,
a wraz z nim — profesjonalizm sprzedawczyni.
Czy warto? – powinna pytać siebie za każdym razem.
Jak można to zrobić inaczej w przypadku chleba?
W tej historii da się zmienić jeden element i całkowicie odwrócić logikę działania.
Zamiast myśleć:
„Komu wcisnąć ten najgorszy?”
sprzedawczyni może przyjąć założenie:
„Dostarczam klientowi to, co najlepsze. To, co odstaje, wymaga uczciwej informacji albo poniesienia straty.”
W praktyce oznacza to kilka rzeczy.
1. Sprzedawanie najlepszych egzemplarzy w pierwszej kolejności
Jeśli wiadomo, że czasem coś zostaje niesprzedane, można przyjąć prostą zasadę:
- na początku dnia idą do klientów najlepsze bochenki,
- jeśli coś ma zostać na koniec, niech to będzie ten najsłabszy egzemplarz.
Czyli odwrócenie logiki:
zamiast „najgorszy dla najłatwiejszego klienta”,
„najlepsze dla każdego klienta, który dziś przyszedł”.
W konsekwencji:
- klient, który przychodzi regularnie, ma dobre doświadczenia – wraca,
- klient, który wpada rzadko, ma szansę pozytywnie się zaskoczyć – może wróci częściej.
Jeśli tym razem coś zostanie, to właśnie ten najsłabszy bochenek, a nie któryś z lepszych. To uczciwe zarówno wobec klientów, jak i wobec sklepu.
2. Uczciwa informacja przy mocno wypieczonym chlebie
Jeśli na półce jest bochenek mocniej wypieczony, można postąpić w pełni transparentnie:
„Mamy chleb standardowo wypieczony i mamy jeden bardzo mocno wypieczony – niektórzy taki lubią. Który pan/pani woli?”
Wtedy:
- jeśli klient wybierze mocniej wypieczony – robi to świadomie,
- sprzedawczyni nie ma nic „za uszami”,
- ewentualne niezadowolenie klient kieruje… do siebie („sam wybrałem”).
To nadal sprzedaż tego samego produktu, ale bez cienia manipulacji — a zyskuje się coś więcej: zaufanie.
3. Komunikat, gdy został już tylko „ten jeden”
Może być też sytuacja, że na koniec dnia zostaje dokładnie ten jeden, mocno wypieczony bochenek, i trafia się klient:
„Został nam już tylko jeden chleb – bardzo mocno wypieczony. Mogę go sprzedać, jeśli pan/pani taki lubi, a mniej wypieczone były wcześniej i już się skończyły.”
Tu dzieje się coś ważnego psychologicznie:
- klient ma jasny obraz sytuacji,
- jeśli kupi – robi to z pełną świadomością,
- jeśli będzie niezadowolony, naturalnie może mieć lekką pretensję do swojego spóźnienia, a nie do sklepu.
W takim układzie:
- sprzedawczyni nie musi kombinować,
- sklep nie traci twarzy,
- a jeśli chleb się nie sprzeda – to jest uczciwa, wkalkulowana w biznes strata, a nie „oszczędność” okupiona utratą klienta.
Profesjonalizm to nie tylko skanowanie kodów
Latami przyzwyczailiśmy się myśleć o pracy w sklepie jako o „podawaniu towaru i kasowaniu”. Tymczasem coraz bardziej widać, że prawdziwy profesjonalizm w handlu to:
- uczciwa selekcja towaru dla klienta,
- jasne informowanie o jakości, wadach, różnicach,
- dbanie o to, żeby klient czuł się potraktowany fair – zwłaszcza ten spokojny i niekonfliktowy, którego potrzeby najłatwiej zignorować.
Sprzedawca może być tylko „operatorem kasy” albo może być kimś więcej – strażnikiem jakości relacji między sklepem a klientem. Ta druga rola często nie jest wpisana w zakres obowiązków, ale od niej zależy:
- czy sklep będzie miejscem, do którego ludzie chcą wracać,
- czy klienci będą polecać to miejsce znajomym,
- czy w dłuższej perspektywie będzie z czego płacić godne pensje.
Konkluzja: krótki zysk, długa strata
Historia z mocno wypieczonym chlebem to nie błahostka. To modelowy przykład tego, jak:
- chwilowy komfort sprzedawczyni
(„problem z głowy, towar sprzedany”)
zderza się z:
- długofalową rzeczywistością sklepu
(zniechęcony klient, gorszy wizerunek, mniejsze obroty)
i
- nieuświadomioną szkodą dla niej samej
(mniej klientów → mniej pieniędzy w sklepie → mniejsze możliwości finansowania jej pracy).
Każdy „sprytny” ruch kosztem klienta to rodzaj cichego głosowania przeciwko własnej przyszłości w tym miejscu.
Można inaczej. Można przyjąć zasadę:
„Najpierw najlepszy towar dla klienta,
a gorszy – tylko za uczciwą informacją i na wyraźny wybór.”
To nie jest naiwność. To jest strategia długodystansowa, w której:
- klient wie, że nie zostanie potraktowany jak „łatwy cel”,
- sklep buduje reputację miejsca godnego zaufania,
- a sprzedawczyni pracuje na swój realny, a nie iluzoryczny sukces – taki, o którym na koniec miesiąca decydują nie sztuczki z towarem, tylko liczba zadowolonych, powracających klientów.
Jeśli staniesz przed wyborem: „sprzedać gorsze” czy „stracić uczciwie” — pamiętaj, że twój długoterminowy sukces zależy od tego, jak traktujesz klienta dziś.