Statystyki to dane, na które ludzie dość często się powołują, by przekonać innych do swoich racji. Czy jednak jest to argument, który naprawdę powinniśmy zawsze traktować poważnie?
Przede wszystkim statystyki opierają się na zdarzeniach, które miały miejsce w przeszłości, w określonym czasie — i co ważne — są one zmienne. Jeżeli dziś, analizując ostatnie 10 lat, uzyskamy określoną wartość statystyczną, nie ma żadnej gwarancji, że za rok, biorąc pod uwagę też ostatnie 10 lat, otrzymamy ten sam wynik. Czy zatem możemy przewidywać przyszłość, opierając się wyłącznie na danych z przeszłości?
Wyobraźmy sobie sportowca biorącego udział w zawodach, w których o zwycięstwie decyduje czas. Czy słusznym byłoby jego założenie, że skoro do tej pory nikt nie uzyskał lepszego wyniku niż X, to jemu również się to nie uda? Wiemy z doświadczenia, że niektóre rekordy utrzymują się przez wiele lat, ale zawsze istnieje szansa, by je pobić — nawet jeśli dotychczasowe statystyki czegoś takiego nie odnotowały.
A może średnia daje nam jakieś przesłanki na przyszłość? Jeżeli w danej dyscyplinie rekord pada średnio co Y lat, to jakie ma to znaczenie dla kolejnej próby? Wszystko się zmienia: zawodnicy — jedni kończą kariery, inni zaczynają; jednym forma spada, innym wzrasta, a jeszcze inni borykają się z kontuzjami lub problemami osobistymi. Zmieniają się obiekty sportowe, sprzęt, metody treningowe, a nawet warunki pogodowe. Czy rozsądne byłoby podejście sportowca, który myśli: „Skoro rekord w mojej dyscyplinie został niedawno pobity, a kolejna szansa zdarza się średnio co kilkanaście lat, to nie mam co liczyć na pobicie rekordu w nadchodzących zawodach”?
A co powiedzieć o człowieku — nazwijmy go Adam — któremu lekarz podaje 10% szans na wyleczenie, ponieważ takie są dotychczasowe statystyki: tylko co dziesiątemu pacjentowi udaje się powrócić do zdrowia?
Lekarz, podając tę liczbę, opiera się na uśrednionym obrazie tysięcy anonimowych historii. To dane, które celowo odrzucają to, co niepowtarzalne. Nie pytają o siłę ducha Adama, o jego wewnętrzną wolę walki, o wsparcie, jakie ma w bliskich, o jego wiarę – czy to w medycynę, czy w siły wyższe. Te liczby są ślepe na to, czy Adam jest człowiekiem, który poddaje się pod pierwszym ciosem, czy też takim, który słowo „niemożliwe” traktuje jako wyzwanie. Czy zatem uczciwe jest przypisanie jednostce wyniku gry, w której uczestniczyli zupełnie inni gracze, o innych cechach i w innych okolicznościach? To nie jest diagnoza – to wróżenie z liczb, przepowiednia udająca diagnozę, iluzja przewidywalności, która, podana jako niepodważalny fakt, może odebrać najpotężniejszy lek: nadzieję i poczucie sprawczości.
I tu pojawia się największe niebezpieczeństwo. Czy statystyki mogą stać się samospełniającą się przepowiednią? To nie jest magia, a jedynie prosta ludzka psychologia. Wiara w nieuchronność złego wyniku potrafi odebrać siłę do walki. Człowiek, który jest pewien porażki, przestaje szukać rozwiązań, zaniedbuje terapię, a jego umysł – pogrążony w lęku i apatii – przestaje wspierać ciało w procesie zdrowienia. Stracona nadzieja to jak wyłączony silnik w samochodzie, który wciąż ma paliwo i sprawny układ kierowniczy – bez niej nic się nie ruszy. I odwrotnie: niezłomna wiara w możliwość sukcesu, nawet przy nikłych szansach, mobilizuje wszystkie zasoby – zarówno fizyczne, jak i mentalne. Czy zatem uczciwe jest przypisanie jednostce wyniku gry, w której uczestniczyli zupełnie inni gracze, o innych cechach i w innych okolicznościach? To nie jest diagnoza – to wróżenie z liczb, przepowiednia udająca diagnozę, iluzja przewidywalności, która, podana jako niepodważalny fakt, może odebrać najpotężniejszy lek: nadzieję i poczucie sprawczości.
Mimo tak wielu wątpliwości — a można by ich przytoczyć jeszcze więcej — czy znasz kogoś, kto mówi: „Statystyki mówią o historii, a ja tworzę przyszłość”? Czy słyszałeś, by ktoś stwierdził: „Statystyki dotyczą innych, nie mnie”?
Jeżeli nadal wierzysz w statystyki, to wiedz, że do tej chwili, w której piszę te słowa, każdy, kto je przeczytał… wciąż żyje w pomyślności.