Współczesny krajobraz mediów społecznościowych, zwłaszcza na platformach takich jak YouTube, zdominowany jest przez swoisty rytuał nakłaniania do interakcji, czyli formułkę typu „Jeśli Ci się podobało, łapka w górę, subskrybuj i dzwoneczek”. Pojawia się tu ciekawe pytanie o źródło wiary w magiczną moc tej sentencji.
Czy skuteczność tego zabiegu opiera się na rzeczywistej korelacji (twórca zaobserwował wzrost wskaźników po wprowadzeniu prośby), czy jest to raczej błąd poznawczy, mylenie korelacji z przyczynowością? Istnieje przecież możliwość, że kluczowy wzrost popularności wynikał, np. ze zwiększonej jakości treści w tym samym czasie, co prośba, a nie z samego jej wygłaszania. Oczywiście przyczyn może być znacznie więcej — publikacja treści, które zrobiły szczególne wrażenie na konkretnej grupie odbiorców, mogła wywołać fale udostępnień lub rekomendacji, albo nawet sama treść, niezależnie od tej zachęcającej do aktywności formułki.
Co więcej, brak stałego wzrostu pomimo codziennego powtarzania prośby przez długi czas sugeruje, że jej moc nie jest „magiczną gwarancją”. Powstają kluczowe pytania o psychologię odbiorcy:
-
Nowy widz: Czy jednorazowe usłyszenie formułki faktycznie skłania osobę, która po raz pierwszy zetknęła się z treściami, do natychmiastowej subskrypcji, czy raczej potrzebuje ona czasu na weryfikację i zapoznanie się z kolejnymi materiałami? O ile polubienie jest prostą reakcją na „podobało mi się”, o tyle subskrypcja to decyzja strategiczna, oparta na zaufaniu, czy twórca stale dostarcza wartościowe treści.
-
Powtarzalność a irytacja: Uporczywe powtarzanie tej prośby w każdym materiale dla stałego widza może prowadzić do efektu znużenia, a nawet irytacji. Ironia polega na tym, że dla części odbiorców spełnienie prośby nie eliminuje problemu, ponieważ prośba jest nieustannie powtarzana, co podważa jej pierwotny, motywujący cel.
Dziwne jest też połączenie w jednej, wciąż powtarzanej formule wszystkich typów interakcji: polubienia, subskrypcji, powiadomień, a niekiedy nawet polecania znajomym. Być może prośbę o łapkę w górę czy udostępnienie można spełnić pod wpływem chwili, jednak decyzja o subskrypcji czy włączeniu dzwoneczka jest decyzją strategiczną, wymagającą czasu i zaufania. Czy zatem, w tym czasie, wielokrotne słuchanie tej samej formuły, zanim widz zdąży podjąć decyzję, nie zniechęci go skutecznie?
W moim przypadku ta nieustannie powtarzana prośba staje się czynnikiem zniechęcającym, burzącym komfort odbioru. Wątpliwe wydaje się, by w dobie tak dużej świadomości medialnej widzów, ten schemat wciąż miał gwarancję pierwotnej skuteczności.
Rozumiem, że główną motywacją twórców są algorytmy platform i chęć promocji w wynikach wyszukiwania. Oczywiście, zdobywanie algorytmów i ludzi nie musi się wzajemnie wykluczać. Jednak gdy strategia sprowadza się do natrętnego powtarzania rytualnej formułki, warto zadać sobie pytanie: czy ta taktyka pomaga w zdobywaniu widzów, czy może im przeszkadza? Pojawia się tu kluczowe pytanie o przyczynowość: czy to algorytmy napędzają oglądalność, czy może to autentyczny wzrost zainteresowania (spowodowany pozytywnymi wrażeniami i reakcjami wywołanymi u widza) skutkuje zwiększoną liczbą wyświetleń i subskrypcji, którą algorytmy jedynie później wzmacniają? Co więcej, jeśli widzowie nie są skłonni do organicznego polecania kanału, lub jeśli rekomendacje nie trafiają w gusta ich znajomych, to nadzieja, że algorytm załatwi popularność, może okazać się płonna, gdyż algorytm też może nie trafić w gusta, tym którym te treści poleca.
Finalnie, ta wszechobecna prośba wydaje się nie tyle przemyślaną optymalizacją, ile raczej rozpaczliwym szukaniem ratunku w algorytmach — rytuałem, którego prawdziwa moc pozostaje wielką niewiadomą.