Dlaczego nie zakazano wyborów?

Opublikowany: 26.10.2025 09:48

Autor: Karol Lina

Gdyby wybory coś zmieniały, dawno by je… kontrolowano. Być może tak się dzieje.

Powszechnie powtarzane stwierdzenie, że „gdyby wybory coś zmieniały, dawno by ich zakazano”, jest jak pół prawdy – niebezpieczne, bo trafne tylko powierzchownie. Można zadać sobie inne pytanie: czy zakazanie wyborów to nie byłby zbyt ostentacyjny i ryzykowny krok? Czy o wiele bardziej wyrafinowaną metodą mogłoby być ich kontrolowanie?

Demokracja jako system z wyboru

Aby system mógł się legitymizować mianem demokratycznego, musi oferować wybór. W jednych krajach przybiera to formę konfrontacji dwóch głównych obozów. Dla znacznej części społeczeństwa to wręcz wystarczające – znajdują oni „swój” team i angażują się w polityczne derby. W innych krajach, gdzie być może, społeczeństwa są bardziej zróżnicowane, pojawia się jednak potrzeba zagospodarowania szerszego spektrum poglądów. I tu dochodzimy do kluczowej kwestii: czy jest coś niewłaściwego w tym, że jeden z głównych graczy stara się pozyskać wyborców z przestrzeni pomiędzy, tworząc sobie np. sojuszniczą, niskoprogową konkurencję, która po wyborach, jeśli uda jej się przekroczyć próg, może stać się naturalnym koalicjantem? Być może to nie jest błąd systemu, ale jego mechanizm. System wydaje się na tyle elastyczny, że potrafi wchłonąć część niezadowolenia, oferując pozorną alternatywę, która ostatecznie umacnia status quo.

Paradoks małej siły a bezsilność bojkotu

I tutaj pojawia się sedno. Czy stwierdzenie, że „gdyby wybory coś zmieniały, to by je zakazano”, nie jest… wygodne dla obecnego systemu? Zniechęca do udziału, utwierdza w poczuciu bezsilności i sprawia, że ci, którzy mogliby coś zmienić, rezygnują z walki, zanim jeszcze wejdą na ring.

Warto rozważyć taką opcję: jeżeli jakaś nowa siła zdobędzie w wyborach choćby 3%, może stać się zalążkiem czegoś większego, zdobyć rozgłos i polityczną podmiotowość. Natomiast jeśli ta sama grupa wyborców zbojkotuje wybory, efekt będzie prawdopodobnie marginalny. Spadek frekwencji z 70% do 67% lub z 55% do 52% – raczej nie obniży znacząco mandatu zwycięzców i nie stworzy kryzysu legitymizacji. Nie stanie się impulsem dla masowego bojkotu. Będzie za to powodem frustracji i poczucia klęski dla tych, którzy się wycofali. Czy system na tym nie zyskuje? Niewygodny głos zostaje wyeliminowany nie poprzez cenzurę, ale przez autoeliminację.

Ostatnia linia obrony? Zawór bezpieczeństwa w postaci kontrolowanej opozycji

Oczywiście, ten mechanizm mógłby mieć swój zawór bezpieczeństwa. Warto zauważyć, że owa mała, pozornie nowa siła, jeśli jest kontrolowana, raczej nie będzie miała problemów z dostępem do mediów – wręcz przeciwnie, może być promowana, by budować iluzję pluralizmu. Prawdziwy problem dla systemu pojawia się wtedy, gdy ta siła, zaczyna realnie i niezależnie rosnąć, wymykając się spod wpływów. Wtedy, jest możliwe, że wkracza ostatni filar kontroli: wpływowy lider. Jego rolą mogłoby być sprowadzenie zagrożenia, jakim mógłby być zbyt dobry wynik, na manowce. Może to robić na niezliczone sposoby: przez kontrowersyjne, dzielące wypowiedzi, wewnętrzne wojenki lub taktyczne błędy, które zrażają potencjalnych sojuszników. W ten sposób rosnący ruch bywa blokowany, a jego potencjał – rozpraszany, zanim stanie się naprawdę niebezpieczny dla głównych graczy.

Jednak opis tego mechanizmu nie powinien być argumentem za rezygnacją z udziału w wyborach, ale raczej przestrogą. Przestrogą, że nie każda siła, która wydaje się „nowa” lub „antysystemowa”, w rzeczywistości taka jest. Świadomość istnienia takich zabezpieczeń systemu to powód, by być bardziej czujnym i krytycznym, a nie by odmówić sobie prawa do głosu.

Wnioski: Gra toczy się dalej

Rezygnacja z wyborów w imię zasady „to i tak nic nie zmienia” to oddanie pola walki bez walki. To strategia, która zdaje się służyć utrwaleniu obecnego stanu rzeczy.

Prawdziwa batalia nie toczy się już chyba o to, czy wybory są „prawdziwe”, ale o to, jak głęboko sięgają mechanizmy kontroli, które sprawiają, że ich wynik bywa w dużej mierze przewidywalny. To walka o to, by prawdziwa zmiana miała szansę zaistnieć nie tylko na kartach do głosowania, ale także w strukturze systemu, który te karty rozdaje.

A jeśli tak jest, to może klucz do zmiany leży w zrozumieniu tej gry. Jeśli chcesz kiedykolwiek zmienić zasady, najpierw musisz usiąść do stołu i nauczyć się w nią grać. Inaczej, twoja karta nie zostanie nawet rozdana.

Wpisy na blogu:

  • Dlaczego nie zakazano wyborów? · 26.10.2025 09:48

    „Gdyby wybory coś zmieniały, dawno by je zakazano” — to popularne stwierdzenie może być wygodną pułapką na nasze myślenie. A jeśli prawda jest inna? Być może wyborów nie zakazano, ponieważ o wiele skuteczniej jest je kontrolować?

  • Wolny rynek jak pogoda? Dlaczego nie jesteśmy wszyscy równi wobec jego „praw”? · 18.10.2025 11:07

    Czy na pewno wiesz, jak działa wolny rynek? Przygotuj się na chwilę głębokiej refleksji.

    Czy naprawdę wszyscy startujemy z tej samej pozycji w gospodarczym wyścigu? Czy „wolny rynek” to neutralne pole gry, gdzie wygrywają najzdolniejsi? A może jesteśmy uczestnikami gry, w której niektórzy dostają lepsze karty jeszcze przed jej rozpoczęciem? W tym artykule przyjrzymy się iluzjom, które często akceptujemy bez zastanowienia.

  • Gdzie jest babcia? Czyli pułapka logiki · 11.10.2025 07:29

    Czy na pewno myślisz logicznie? A może Twoje nieomylne rozumowanie opiera się na fundamentach z piasku? To krótkie opowiadanie pozwoli Ci dostrzec, jak bezwiednie przyjmujemy założenia, które decydują o tym, co uznajemy za prawdę. Czy jesteś gotów odkryć pułapkę, którą zastawia na nas logika?